Ryma Karpowicz urodziła się dnia dnia 14 czerwca 1917 roku w Żytomierzu, z prawosławnego ojca botanika i nauczyciela Białokrynickiej Szkoły Bazylego Karpowicza, którego rodzina wywodziła się z mieszczańskiej rodziny producentów czapek z Kowla oraz katoliczki, litewskiej szlachcianki Jadwigi z domu Pluszkiewicz, której rodzina wywodziła się z Księstwa Żmudzkiego i zamieszkiwała okolica Kielm, Szawkian oraz Szawli.
W tamtych czasach dzieci zrodzone z mieszanych małżeństw musiały być chrzczone w prawosławnych cerkwiach i tak też stało się w przypadku Rymy. Została ochrzczona w żytomierskiej katedrze prawosławnej św. Michała, która do dziś znajduje się w tym mieście przy ulicy Kijowskiej 18.
Dlaczego tam, a nie w Białokrynicy. Wskutek wybuchu I wojny światowej białokrynicka szkoła została przeniesiona w okolice Żytomierza. Jak notował w swoim mąż Eleonory Pluszkiewicz, siostry mojej prababcia Jadwigi, Justyn Brakowski, będący leśniczym majątku Białokrynica:
„Szkoła była zmuszona w roku 1915 ewakuować się z początku do Romanowa Zwichelskiego powiatu a później do staniszewskiego leśnictwa pod Żytomierzem”.
I to właśnie w Żytomierzu dochodzi do podjęcia tragicznej w skutkach dla całej rodziny decyzji, pozostawienia prawie całych oszczędności w żytomierskim banku. Córka Brakowskich Aldona, chrześnica mojej prababci Jadwigi, tak opisała ten moment w swoim pamiętniku:
„Do Staniszówki przyjechał Ojciec, przywiózł ze sobą pokaźną odprawę w złotych pieniądzach. Mama była za tym, żeby te pieniądze trzymać przy sobie, ale Ojciec stanowczo się sprzeciwił, bo twierdził, że w banku będą bezpieczniejsze. Część pieniędzy zostawiono na bieżące wydatki, a reszta na zawsze została w banku w Żytomierzu.”
Taki sam ruch poczynili i moi przodkowie. Byli dość zamożnymi ludźmi. Jej mąż Bazyli, jako dyrektor białokrynickiej szkoły zarabiał dość dobrze, żyli w służbowym mieszkaniu w pałacu. Nie mieli zapewne dużo wydatków. Nie kupowali więc żadnej nieruchomości, bo ta nie była im do niczego potrzebna. Jakże tragiczna w skutkach okazała się ta decyzja.
Bazyli Karpowicz, jako prawosławny dyrektor szkoły z czasów carskich, nie był widocznie darzony aż takim zaufaniem przez nowe polskie władze. W 1921 roku jeszcze dalej pełnił funkcję zarządzającego szkołą, ale wkrótce potem został zdegradowany do roli agronoma, kierownika folwarku szkolnego. On zdolny botanik, od lat zarządzający szkołą bardzo mocno przeżył nie tylko stratę całego majątku ale i to poniżenie. Można zrozumieć, że nowe polskie władze chciały zmienić oblicze Białokrynickiej Szkoły, przewidzianej za czasów carskich tylko dla młodzieży prawosławnej, która miała być silnym ośrodkiem rusyfikacji na tych terenach.
Bazyli wywodził się jednak także z mieszanej rodziny. O jego kowelskich, mieszczańskich korzeniach w linii męskiej już wspomniałem, ale nie było dotychczas mowy o jego matce, wywodzącej się z polskiego ziemiaństwa na tych terenach, z rodziny Jabłońskich, której ojciec za poślubienie prawosławnego urzędnika pocztowego, ojca naszego botanika, wydziedziczył ją z rodziny. A co ciekawe, żyjący dziś na terenie Białorusi 86 letni Sergiej Karpowicz wspomniał mi, że do 1939 roku w tej prawosławnej mieszczańskiej rodzinie w Kowlu mówiono po polsku a dopiero potem z trudne wszyscy zaczęli dla bezpieczeństwa posługiwać się rosyjskim i ukraińskim. Na poniższym zdjęciu widać rodzinę 1923 roku. Ostatni raz w komplecie.
Wróćmy jednak do naszego Bazylego. Ten przeżywszy mocno swoją degradację i utratę majątku, dostał podupadł fizycznie i psychicznie na zdrowi i stracił zdolność do pracy w 1923 roku. Rodzina została wyrzucona z białokrynickiego pałacu i stała się bezdomna.
Dla mojego 10 letniego dziadka, jego 6 letniej siostry Rymy i 12 letnie brata Grzegorza, ale także dla mojej prababki Jadwigi rozpoczął się okres straszliwej biedy i poniewierki, połączonej z głodem. Chory Bazyli znalazł bezpieczną przystań, w majątku swojego byłego ucznia w Wiliji, prawdopodobnie Nikity Minakowa.
Ryma oddana została na wychowanie do siostry Jadwigi, Eleonory. Mój dziadek z bratem wylądowali w jakiejś ochronce w Krzemieńcu
Jadwiga, moja prababcia, która za czasów carskich w 1905 roku wyrzucona została ze szkoły za antycarskie protesty, z wilczym biletem nie mogła już ukończyć edukacji, wkrótce potem wyszła zresztą za mąż za Bazylego. Ta litewska dzielna szlachcianka, piękna, silna kobieta, zajęła się handlem obwoźnym, aby utrzymać siebie i swoje dzieci.